*Tekst prezentuje poglądy i przemyślenia autorki i nie jest oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia Spójnik. Jednocześnie zapraszamy do przesyłania tekstów prezentujących szeroki wachlarz lewicowych nurtów i opinii.
W opublikowanym niedawno tekście, Krystian Głuch przywołał hasło kampanii wyborczej niemieckich socjaldemokratów „Szacunek dla Ciebie” i zinterpretował je jako obietnicę respektowania ludzi, niezależnie od ich pochodzenia, pomysłów na życie i aspiracji na przyszłość. Z tym trudno byłoby się nie zgodzić: lewicowe polityczki i politycy powinni szanować ludzi. Na tym jednak kończą się tezy z tego tekstu, z którymi się zgadzam.Autor na jednym wydechu zarzuca lewicy, że wie czego chcą osoby mieszkające w Polsce lepiej od nich samych, mówienie im tylko tego, co chcą usłyszeć, a także skupienie wyłącznie na samej sobie i brak komunikatów na zewnątrz. Nie jest bynajmniej moim celem przekonywanie kogokolwiek, że w komunikacji zewnętrznej lewicy nie ma elementów do poprawy, jednak trudno potraktować poważnie tego typu zarzuty, które wzajemnie się wykluczają. Moim pierwszym skojarzeniem po przeczytaniu tego fragmentu była krytyka rodziny i znajomych w stosunku do młodych matek: dziecko jest zawsze za lekko i za grubo ubrane na spacerze, a w ogóle to ciągle siedzi w domu. Teza o utracie trzech milionów wyborców jest nadmiernym uproszczeniem, bo w mojej opinii trudno zaklasyfikować SLD z 2001 roku jako formację lewicową, a już z pewnością nie taką, która dzięki swojej lewicowości zdobywała poparcie. Takie postawienie sprawy ignoruje przede wszystkim kontekst obozów post-solidarnościowego i post-peerelowskiego w politycznej rzeczywistości tamtego czasu, który był znacznie istotniejszą osią podziału niż wartości prawicowe i lewicowe w latach 90. i początku XXI wieku. Świadomość społeczna w wielu kwestiach się zmieniła – i bardzo dobrze! – nie ma więc prostej ciągłości pomiędzy osobami głosującymi na SLD z 2001 roku, a tymi, które w 2023 postawią krzyżyk przy nazwisku na lewicowej liście. Trzeba jednak przyznać, że lewica poparcie traci – nasze metaforyczne dziecko z końca poprzedniego akapitu się przeziębiło. Sondaże pokazują niższe zainteresowanie niż w poprzednich wyborach. Co możemy na to poradzić? W tekście Krystiana pojawia się kilka dosyć chaotycznych postulatów na zmianę dyskursu. Niektóre z nich są mylne w kierunku, inne także w źródle, a jeszcze inne wydają się sensowne, ale nie do końca dobrze opowiedziane – nad czym przydałoby się popracować, jeśli polecamy innym, w jaki sposób prowadzić narrację. Zaczynając od pytania o gospodarkę – czy politycy są sługami narodu? Pomijając już, że nie jest to kwestia gospodarcza, moim zdaniem – nie. Warto byłoby w ogóle odejść od retoryki pracy jako służby, bo wiele sektorów zawodowych jest już tym potwornie zmęczonych. Pielęgniarki dostają gęsiej skórki słuchając o służbie zdrowia, a nauczyciele o tym, jakim wspaniałym powołaniem jest ich zawód. Praca, która wzbogaca życie innych ludzi to ogromna społeczna wartość, ale im więcej mówimy o tym, że to służba, tym wygodniejsze jest przymykanie oczu na fatalne warunki zatrudnienia. Mówienie o „służbie” jest językową furtką do świata, w którym klaszczemy z okna ratowniczkom medycznym, zamiast zatrudnić je na umowę o pracę i zapłacić godne wynagrodzenie. A jak się do tego mają polityczki? Są przedstawicielkami społeczeństwa, reprezentują interesy swoich wyborczyń, powinny jak najlepiej i najrzetelniej wykonywać swoją pracę, walcząc o rozwiązania w interesie tysięcy osób, które im zaufały. To ogromna odpowiedzialność, z której powinny być rozliczane, ale osobiście nie chciałabym sprowadzać ich ani do roli nicnierobiących celebrytek, ani służących. Wracając jednak do gospodarki – odzyskanie zaufania do usług publicznych jest niezwykle istotną kwestią i z tym zdecydowanie się zgodzę, jednak jako hasło jest puste. Nie potrzebujemy „lepszych usług publicznych”. Potrzebujemy autobusu z Sanoka do Przemyśla częściej niż raz na trzy dni, żeby Iwona mogła odwiedzić mamę. Potrzebujemy dobrze opłacanej i nieprzeciążonej obowiązkami nauczycielki angielskiego dla małej Kasi z klasy IIIb ze szkoły podstawowej w Krośnie. Potrzebujemy neurologa, który będzie miał termin w przyszłym tygodniu, żeby zdiagnozować uporczywe bóle głowy Adama z Jarosławia. Potrzebujemy reform gospodarczych po to, żeby móc zrealizować powyższe postulaty. Nie po to, żeby były celem samym w sobie – a to jeden z moich głównych zarzutów do komunikacji lewicy. Dużo mówimy o tym, jakie rozwiązania gospodarcze wprowadzimy, jakie będą podatki i kto ile powinien zapłacić, a mało o tym, dlaczego podejmiemy takie decyzje. Tu widzę rozwiązanie: mówmy najpierw o tym, co chcemy zrobić, jak ułatwić życie Iwonie, Kasi i Adamowi a dopiero później o szczegółach technicznych. Patriotyzm bywa trudnym pojęciem dla lewicowej części społeczeństwa, bo został niemal całkowicie zawłaszczony przez środowiska konserwatywno-nacjonalistyczne. Brak bohaterów na lewicy nie jest jednak prawdą – nawet w kontekście żołnierzy wyklętych, lewica mówi o tym, że błędem jest wrzucanie do jednego worka autentycznych bohaterów, takich jak Pilecki i zbrodniarzy pokroju Łupaszki. Mamy też swoje bohaterki i bohaterów, o których przypominamy przy różnych okazjach. Miłość do Polski ma różne barwy i odcienie – osobiście wierzę, że gdybyśmy chociaż trochę jej nie kochali, to rzucilibyśmy już dawno aktywizm i politykę, a jednak w nim tkwimy, często wbrew zdrowemu rozsądkowi. Czy ludzie mogą się czuć zagrożeni przez migrację? Mogą czuć wszystko i nikt nie ma takiej mocy, żeby im zabronić. Zamiast jednak przystać na propozycję Krystiana i uznać, że w porządku, szanujemy ich lęk i kończymy temat, trzeba się nad tymi emocjami zastanowić. Czy ktoś boi się o pogorszenie na rynku pracy? Możemy wzmocnić inspekcję pracy, zlikwidować umowy śmieciowe, wspierać tworzenie związków zawodowych. Czy ktoś boi się o sytuację mieszkaniową? Możemy skończyć z patodeweloperką, budować mieszkania na wynajem, ułatwić kupienie pierwszego mieszkania (i utrudnić nabywanie pięćdziesiątego). Czy ktoś boi się osób o innym kolorze skóry, innym pochodzeniu etnicznym, mówiących innym językiem? Możemy edukować i tłumaczyć, ale nie powinniśmy szanować rasistowskich uprzedzeń.Musimy uszanować, że nie każdy jest w stanie prowadzić superekologiczny tryb życia i zauważyć, że to bywa drogie. Co więcej, jestem przekonana, że nikt z nas nie podejmuje wyłącznie dobrych dla planety decyzji. Polityka klimatyczna jednak na tym nie polega – zmiany muszą zajść na poziomie międzynarodowym i uregulować przede wszystkim praktyki wielkich korporacji, zamiast rozliczać Kacpra z bloku obok, że wziął dzisiaj kąpiel, a nie prysznic. Nie oznacza to, że zmiany nie będą wymagały wyrzeczeń – będą, ale państwo powinno zadbać o to, żeby dla Kacpra nie oznaczały one radykalnego pogorszenia poziomu życia. „Wojna kulturowa” jest terminem, który spodziewałabym się znaleźć w konserwatywnym tygodniku. Osoby LGBT+ są również ludźmi, którym należy się szacunek, a nie elementem jakiejś podstępnej agendy. Potrzebujemy edukacji i pokazywania, że to nie żadna straszna ideologia i potwór gender, tylko uśmiechająca się kasjerka supermarketu Maria, która po pracy wróci do domu, który tworzy razem ze swoją partnerką Agatą i siedmioletnią córką Zosią. Maria jest z Agatą od pięciu lat i bardzo chciałaby wziąć ślub i adoptować Zosię, bo bardzo ją kocha. To nie jest wojna kulturowa, tylko realny dramat prawdziwej rodziny, bo Agata może mieć jutro wypadek samochodowy i Maria, zgodnie z polskim prawem obca osoba, nie będzie mogła dowiedzieć się, co się z nią dzieje. Jeśli Agata umrze, to Zosia zostanie odebrana Marii, bo jej mama nie jest na papierze jej mamą. Prawo do podjęcia decyzji o tym, czy kontynuować ciążę jest prawem człowieka. Aborcja może nie być dla kogoś okej, nikt nie ma obowiązku wyrażania aprobaty dla wyborów innych ludzi. Dla lewicowych polityczek i polityków priorytetem powinno być umożliwienie każdej osobie, która jest w Polsce w ciąży, żeby sama zdecydowała, czy chce zostać matką. Aborcja może być dla niej dramatem, może być trudną decyzją, a może być okej, być ulgą i wspaniałym doświadczeniem. Niechciana ciąża (a czasem również ta chciana!) i potrzeba jej przerwania również nie jest wojną kulturową, tylko codziennym dramatem wielu Polek. Walka o ich prawa jest najwyższą formą szacunku wobec wyborczyń. Czy aborcja powinna być rzadka? Powinna być dostępna, po prostu. Inne postulaty lewicowe, takie jak powszechna edukacja seksualna czy dobry dostęp do refundowanej antykoncepcji, sprawią, że będzie rzadsza, ale to mniej niechcianych ciąży, a nie mniej aborcji powinno być celem.Gdyby recepta na lewicowy sukces wyborczy była prosta i dała się zawrzeć w jednym tekście, pewnie dawno byśmy go odnieśli, więc daleko mi do jednoznacznego podsumowania. Wierzę jednak, że tym czego lewica potrzebuje, są konkretne postulaty dla konkretnych ludzi i bycie blisko ich problemów. Drugim istotnym składnikiem jest szacunek, ale nie szacunek dla wybranych, a dla wszystkich – niezależnie od stanu portfela, orientacji psychoseksualnej i koloru skóry. Szacunek dla ludzi, ale nie dla rasizmu, homofobii i transfobii.
Autorka: Wiktoria Aleksandra Barańska