Autor: mszost

Szkoła znów

„Świat jest podtrzymywany oddechem dzieci spieszących do szkoły.”

Ruszyliście znów do szkoły.

Każdemu z Was chcemy życzyć wytrwałości, otwartości i odwagi. Nie będzie to łatwy rok, wbrew szumnym zapowiedziom ministra z przedziałkiem i innych włodarzy, a wbrew analizom naukowców, kroi się kolejny rok „pandemiczny”. Zbyt lekceważąco kolejny raz potraktowano uczniów, bez konsultacji z Wami, bez wysłuchania Waszych uwag, pragnień i potrzeb, wrzucą Was do szkół, które napełniane są coraz bardziej nachalną bigoterią i bałamutnymi obietnicami.

Wiemy, że młodzież da radę wbrew i pomimo, bo jesteście wspaniałymi i odważnymi ludźmi. Walczcie o godność i samodzielność, domagajcie się szacunku, zadawajcie pytania, działajcie i aktywizujcie środowisko. Bez Was szkoła to tylko budynki, to Wy jesteście Szkołą, podstawowym podmiotem.

Życzymy Wam, abyście na swej drodze spotkali świetnych nauczycieli, którzy będą Was inspirować i wspierać.

I na koniec refleksja. Znów szybko minęły wakacje, ***** ***, Kukiza i Konfederację!

Ślady

Nieprawdą jest, że nie zostawiają śladów, od ran zadanych pałką, pięścią, nogą obutą w okutego buciora, od gumowych i plastikowych kul, od ciągnięcia po chodniku, od uderzenia tarczą. Siniaki, otarcia, blizny, bolesne, gojące się długo. I niemoc, która potrafi w nas wywoływać stany lękowe i depresje. My mamy tłum, który jeszcze są w stanie spacyfikować, upokorzyć, przeciągnąć po bruku, zagazować, oblać wodą z sikawki, wsadzić do suki, zastraszyć, wywieźć, odciąć od kontaktu, złamać wszystkie reguły państwa prawa.

Jest lato 2020, gorąco po aresztowaniu Margot, policja aresztuje 48 osób, rozgania, odcina, robi kocioł. Jest jesień 2020, przez kraj przetacza się fala gigantycznych protestów przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Stukilowe byki idą z metalowymi pałkami teleskopowymi na młode dziewczyny, biją dotkliwie, tak by bolało. Będą ślady? Trudno! Julki nie musiały się awanturować.

Na fejsbukowych portalach policyjnych pełno śmieszków i żarcików o tym, że te młode to lubią mocno. Etyka siedzi cicho, szczególnie, że władza dosypuje monet dla najaktywniejszych. Każdy Brudny Harry jest dumny i wie, że nikt go nie zatrzyma, co z tego, że poparcie społeczne budowane przez lata, leci na łeb. To nieważne, bo mają moc i władzę.

Agresja narasta – LGBT, kobiety, rolnicy, kibice – na kogo wypadnie, na tego bęc. Wypadło na 65 kilogramowego Bartka, uzależnionego faceta, któremu nie pozwolono na to by mógł żyć. Zmiażdżona krtań, nie mógł wykrzyczeć, że nie może oddychać.

Co dalej? Ilu jeszcze będzie Bartków i Igorów?

GŁOS

W Ramtopach nie brakowało płaskiego gruntu. Problem w tym, że w większości był pionowy.”

Jechałem sobie samochodem, gdy nagle wyłączyła mi się skoczna muzyczka grana przez kapelkę o urzekającej nazwie „Moja umierająca narzeczona”, włączyło się radio i usłyszałem GŁOS. Głos ten był głosem naszego rezolutnego pana ministra od szkół, który po ogólnym wstępie o „zarazie LGBT”, szanowaniu tradycji i innych okrąglutkich niczym koronawirus zdaniach, przeszedł jak walec po nauczycielach, którzy są niewydolni i ogólnie to banda mazgajów, którzy ciągle nie rozumieją skrzydlatych myśli Wielkiego Inkwizytora, by finiszować w swoim hipopotamim stylu i nakreślić wizje powrotu do szkół w roku szkolnym 2021/22.

Czegoż tam nie było, przepiękne semantyczne girlandy zlepione z uspokajaczy i żargonu ministerialnego, okraszone hurraoptymizmem i pomysłami o dociążeniu przeciążonych uczniów, posypane cudownymi receptami na „wsparcie” i danymi o wyszczepieniu nauczycieli, co do których nawet najwięksi dyletanci analiz statystycznych mają spore zastrzeżenia. Ten zestaw słodkich bajęd i pustej gadaniny, która ma przypudrować kompletną indolencję władzy, to ubiegłoroczna powtórka z rozrywki. Rok temu inny mocarz intelektu mający pieczę nad resortem mówił: „Ściany nie zarażają” – okazało się, że jednak jest inaczej. Obecny brnie w te same rejony tylko po to, by winę potem zrzucić na dyrektorów i nauczycieli, że nie zorganizowali i nie przypilnowali. W przepełnionych szkołach, gdzie gniotąca się w zbyt małych salach, kłębiąca się na wąskich korytarzach i powtarzająca zasłyszane z internetów mądrości foliarskie, niechętna jakimkolwiek reżimom młodzież będzie siała wirusem, jak Rydzyk „dobrą nowiną”, potem wsiądzie do autobusów, busów i tramwajów i rozniesie znów „koronkę”. Czy będzie to wina dyrektorów, którzy nie mają gdzie upchnąć podwójnego rocznika? Czy będzie to wina nauczycieli, że nie przewietrzyli Sali, w której 30 uczniów to o 10 za dużo?

Czemu w czołówce jest cytat z Pratchetta? Otóż moim zdaniem tak będzie wyglądać wypłaszczenie od września, jak te płaskie tereny w Ramtopach.

Trzymajcie się!

Grafika: fragment obrazu Ramtopy, Paul Kidby

Z DOŁU DO GÓRY, Z GÓRY NA DÓŁ

Od razu, na początku przepraszam za earworm, który się niektórym włączy po przeczytaniu tego tytułu, natchnęły mnie bowiem do napisania tego tekstu wakacyjne wydarzenia z ostatnich dni.

Pierwsze, to kolejna smutna rocznica śmierci wybitnej polskiej piosenkarki Kory Jackowskiej… jak ten czas leci. Wtedy też było ciepłe, choć troszkę deszczowe lato i jej śmierć niespodziewana, bo do końca z nadzieją, że da radę, że ona taka twarda, że pomniki nie rozpadają się w proch i pył od jednego uderzenia. Wtedy puściłem sobie ten utwór – „Falowanie i spadanie… Miraż tworzenia, Złuda istnienia”. Brakuje jej dziś, pewnie będzie nam jeszcze długo brakować, była bowiem głosem pokoleń.

Rzeczą drugą, która pokazała jak płynne i złudne są oczekiwania, było tąpnięcie w sondażach. Wejście Tuska wyraźnie pomieszało szyki Hołowni, który mościł się już na pozycji największej siły opozycji i budował oparty na własnym nazwisku kolejny „ruch lidera… (tu wstaw nazwisko)”. Poleciało w sondażach szymonitom mocno, Hołownia próbuje walczyć, ale Donek jest jednak już od niego o dwie długości i skubie z opozycji gdzie się da. Podskubał też słupki Lewicy, a jego padawani krzyczą, że oczywiście to wina blatowania się Czarzastego z Morawieckim i sprzedania się za srebrniki. No cóż, nad tym ostatnim rozwodzić się szkoda, bo sam konstrukt przyczynowo-skutkowy jest tak realny, jak wiara w to, że Tusk odbierze elektorat PiSowi. W każdym razie zamieszanie jest poważne, a na Lewicy pojawiły się odgórne siły, które patrzą na „Powrót taty” z równym wzmożeniem uczuciowym, jak ten który możemy obserwować u fanbojów Platformy. Gdy wyczekiwany ranki i wieczory Donald powrócił, to okazało się, że chór wujów się otworzył i rozsypał. „Ulubieniec” młodych lewicowców, czyli Leszek „Uśmieszek” Miller, który – jak głosiła legenda – onegdaj miał łóżko polowe w TVN, wygłaszający sążniste filipiki anty-czarzastowskie, panowie w niebieskich garniturkach, którym ideologicznie bliżej do PO niż do Lewicy, próbujący wzniecać burzę i zachowywać się jak tuwimowskie dwa wiatry. Cały ten „Sturm und Drang” ewidentnie wygląda jak zaloty żabiorów w rowie melioracyjnym pod Ostrołęką – kto się bardziej nadmie i kto głośniej zarechocze. Tylko Donald jakiś cichy, jak nie przymierzając Cichy Don.

Ale czy wiejące górą wiatry sprawiają, że na dole cicho? Otóż nie, bo na dole inne są priorytety, inne realia i przede wszystkim inna jest energia. Na dole, w dalekim od sporów góry miejscu, w bastionie prawicowego polskiego naszyzmu, w Rzeszowie, spotkaliśmy się na Festiwalu Lewicy. Dyskusje, panele, integracja, wachlarz tematów, który każde lewicowe serduszko zmusza do szybszego bicia. Śmiech, ale i często refleksja, wspomnienia i plany na przyszłość. Od reprezentantów Zielonych, przez razemków, wiośniarzy, sldowców, związkowczynie i związkowców, działaczki LGBT, po KOD, lokalne aktywistki i samorządowców. Wyjechaliśmy z wieloma przemyśleniami, nowymi znajomościami, szczęśliwi i zmęczeni. Posłanki i posłowie, uczennice, studenciaki, młodzi i ci ciutkę starsi, kudłaci i łysi (ale brodaci) ,wzięli ze sobą bagaż nowych doświadczeń, informacji i pomysłów do działania, a także wiele pozytywnych emocji i wsparcia, bez którego byłoby nam trudniej.

Podsumowując ten event posłużę się parafrazą pięknych słów Antoniego Kroha „Każdy coś dawał, każdy brał… księgowych nie zatrudniano”.

Wbrew pozorom, Lewica jest dziś bardziej zjednoczona

Organizowany przez Stowarzyszenie Spójnik Festiwal Lewicy w Rzeszowie odbył się w dniach 31.07-1.08 w siedzibie rzeszowskiej Nowej Lewicy. Za nami dwa dni debat, spotkań merytorycznych i integracyjnych. Dyskusje o polityce, sprawach gospodarczych i społecznych. Rozmowy o ochronie środowiska naturalnego i przyszłości edukacji w Polsce, działalności związków zawodowych oraz aktywizmie młodzieży i osób LGBT.

Festiwal Lewicy w Rzeszowie stał się już wspomnieniem: ciekawym formacyjnie, optymistycznym, jakby od niechcenia zaprzeczającym kreowanym przez media konfliktom na Lewicy czy apokaliptycznym wizjom rozpadu formacji. Do Rzeszowa, miasta leżącego w sercu jednego z najbardziej konserwatywnych polskich regionów przyjechali działacze Nowej Lewicy, Lewicy Razem, OPZZ, ZNP, niepartyjne osoby lewicowe, związane organizacjami pozarządowymi, ekolodzy i niezaangażowani politycznie sympatycy lewicy. 

Różnice, które na poziomie Twittera i liberalnych mediów zwiastują ostateczną klęskę formacji lewicowych i rychłe wchłonięcie ich elektoratu  przez jeszcze dość mgliste „lewe skrzydło” Platformy, w bezpośredniej konfrontacji na przyjaznym gruncie, okazują się jedynie interesującym tematem rozmów z pełnym szacunkiem wszystkich na różnorodność poglądów wewnątrz lewicowych środowisk.

To co pomoże Lewicy zawalczyć o przyszłość (klimatyczną, młodych, pracowników, mniejszości, wykluczonych, pozostawionych za burtą), to świadomość tego, że idzie nowe: nowe pokolenie, nowe wyzwania, nowe zagrożenia. Nie będzie powrotu do polityki ciepłej wody w kranie, neoliberalnych paradygmatów, zwasalizowania instytucji (coraz bardziej topniejącemu) autorytetowi Kościoła.

W Rzeszowie tematy dyskusji na panelach toczyły zarówno wokół bieżących problemów (edukacja), zagrożeń przyszłości (ekologia, klimat) zahaczając o przeszłość (kwestie odzyskania lewicowej  historii  i etosu) jak i dotykały najbardziej praktycznych form lewicowej działalności (związki zawodowe, działalność na trudnych terenach). Nagle, tu na dole, na ścianie wschodniej pojawiła się lepsza perspektywa: wiara, że można zbudować szklane domy i świeckie, równościowe państwo niepozostawiające nikogo za burtą. Trzeba ustać i współpracować w ramach różnorodności . 

Nie unikniemy sporów: ani programowych, ani tych o władzę i wpływy, ale warto pamiętać, że więcej nas łączy niż dzieli. Kiedy w czerwcu 2019 powstawało Stowarzyszenie Spójnik, wspólne listy lewicy w wyborach parlamentarnych, a co za tym idzie powrót lewicy do Sejmu było jedynie marzeniem: takim w zasięgu ręki, ale wymagającym trudnej współpracy i dialogu. Dwa lata później mamy trzeci największy klub w polskim parlamencie, a wchodzący w dorosłość wyborcy coraz częściej mają poglądy progresywne i deklarują chęć głosowania na Lewicę. 

Lewica przechodzi obecnie burzliwy okres, jest wiele napięć na górze – ale na dole potrafimy rozmawiać, dyskutować, a potem wspólnie świętować, niezależnie od przynależności partyjnej, frakcyjnej czy jej braku.

Tekst opublikowany pierwotnie w wPunkt, autorstwa Patrycji Pawlak – Kamińskiej.

Festiwal Lewicy

Dlaczego Festiwal Lewicy?

Jesteśmy różni – pochodzimy z odległych miejsc, z różnych organizacji, albo w ogóle działamy sami. Każdy z nas ma swoją specjalizację. Niektórzy z nas zajmują się ekologią, inni działają na rzecz lokalnej wspólnoty. Część z nas widzi swoją aktywność w ramach jednej z partii politycznych, pozostali wolą postawić na oddolną aktywność obywatelską. Są wśród nas socjaldemokraci czy socjaliści, niektórzy określają się jako liberałowie, są też ci, którzy wręcz unikają jakiejkolwiek etykietki. Czasem się ze sobą zgadzamy, a czasami nie.

Jesteśmy różni, ale jednak podobni. Przede wszystkim – chcemy uczynić świat lepszym. Nie zadowala nas stwierdzenie, że „zawsze tak było”, „dobrze jest, jak jest” czy też „niedasie”. Konserwatywna wizja świata, gdzie panuje „naturalny i niezmienny porządek rzeczy” jest nam obcy. Działamy racjonalnie – opierając się na postępie nauki, a nie negując ją, kierujemy się rozumem – nie boimy się iść wbrew utartym poglądom. To wszystko jednak robimy z jednej przyczyny – humanizmu, miłości do człowieka. Niezależnie od tego, w co wierzy, jakiej jest narodowości, płci, jakim językiem mówi i kogo kocha. Wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi i dla nich (i dla swych bliskich, dla siebie) ten wysiłek podejmujemy. Spotykamy się na Festiwalu, gdyż razem możemy więcej. Ekolodzy, związkowcy, działacze na rzecz mniejszości, politycy i aktywiści, każdy w swojej działce i wszyscy wspierając się nawzajem. Chcemy się poznać, chcemy porozmawiać, chcemy pokazać innym, że nie są sami.

Dlatego właśnie Festiwal Lewicy. Dla tych, którzy chcą czegoś więcej.

Utøya

Dzisiaj mija 10 lat odkąd całą Europą wstrząsnęła wiadomość o zamachach w Oslo oraz na wyspie Utøya. Z rąk chorego z nienawiści prawicowego ekstremisty zginęło 77 osób – w większości bardzo młodych, uczestniczek i uczestników obozu dla młodzieżówki Partii Pracy.

Jak powiedziała jedna z osób, które przetrwały masakrę, Gruzinka Natia Chkhetiani: „Nie możesz zmienić tego, co stało się na Utøyi uciekając od wszystkiego i wszystkich, którzy przypominają Ci o tym dniu. 22 lipca będzie z Tobą niezależnie od tego, gdzie jesteś – w Gruzji czy w Norwegii. Zdajesz sobie sprawę, że to, co się stało nie było klęską żywiołową, tylko przestępstwem z nienawiści. Twoja otwartość i zaangażowanie, tak jak otwartość i zaangażowanie wszystkich innych, liczą się w walce o to, żeby nic podobnego już nigdy się nie wydarzyło”.

Po 10 latach chcemy powiedzieć, że pamiętamy. Będziemy powtarzać ich nazwiska i pracować nad tym, żeby faszyzm stał się tylko złym wspomnieniem.

Osoby zamordowane w zamachu w Oslo:

Hanna M. Orvik Endresen (lat 61)

Tove Åshill Knutsen (lat 57)

Hanne Løvlie (lat 30)

Kai Hauge (lat 33)

Ida Marie Hill (lat 34)

Anne Lise Holter (lat 51)

Jon Vegard Lervåg (lat 32)

Kjersti Berg Sand (lat 26)

Osoby zamordowane w zamachu na wyspie Utøya:

Mona Abdinur (lat 18)

Ismail Haji Ahmed (lat 20)

Thomas Margido Antonsen (lat 16)

Porntip Ardam (lat 21)

Modupe Ellen Awoyemi (lat 15)

Lene Maria Bergum (lat 19)

Kevin Daae Berland (lat 15)

Trond Berntsen (lat 51)

Sverre Flåte Bjørkavåg (lat 28)

Torjus Blattmann (lat 17)

Carina Borgund (lat 18)

Monica Bøsei (lat 45)

Johannes Buø (lat 14)

Åsta Sofie Helland Dahl (lat 16)

Sondre Furseth Dale (lat 17)

Monica Didriksen (lat 18)

Gizem Dogan (lat 17)

Andreas Edvardsen (lat 18)

Tore Eikeland (lat 21)

Bendik Rosnas Ellingsen (lat 18)

Aleksander Aas Eriksen (lat 16)

Andrine Bakkene Espeland (lat 17)

Hanne Anette Balch Fjalestad (lat 43)

Silje Merete Fjellbu (lat 17)

Hanne Kristine Fridtun (lat 20)

Andreas Dalby Grønnesby (lat 17)

Snorre Haller (lat 30)

Rune Havdal (lat 43)

Guro Vartdal Håvoll (lat 18)

Ingrid Berg Heggelund (lat 18)

Karin Elena Holst (lat 15)

Eivind Hovden (lat 15)

Steinar Jessen (lat 16)

Maria Maagerø Johannesen (lat 17)

Ronja Søttar Johansen (lat 17)

Espen Jørgensen (lat 17)

Sondre Kjøren (lat 17)

Margrethe Bøyum Kløven (lat 16)

Syvert Knudsen (lat 17)

Anders Kristiansen (lat 18)

Elisabeth Trønnes Lie (lat 16)

Gunnar Linaker (lat 23)

Tamta Liperteliani (lat 23)

Eva Kathinka Lütken (lat 17)

Even Flugstad Malmedal (lat 18)

Tarald Mjelde (lat 18)

Ruth Benedicte Vatndal Nilsen (lat 15)

Emil Okkenhaug (lat 15)

Diderik Aamodt Olsen (lat 19)

Håkon Ødegaard (lat 17)

Karar Mustafa Qasim (lat 18)

Henrik André Pedersen (lat 27)

Rolf Christopher Johansen Perreau (lat 25)

Bano Abobakar Rashid (lat 18)

Henrik Rasmussen (lat 18)

Ida Beathe Rogne (lat 18)

Synne Røyneland (lat 18)

Simon Sabo (lat 18)

Marianne Sandvik (lat 16)

Fredrik Lund Schjetne (lat 18)

Lejla Selaci (lat 17)

Birgitte Smetbak (lat 15)

Isabel Victoria Green Sogn (lat 17)

Silje Stamneshagen (lat 18)

Victoria Stenberg (lat 17)

Tina Sukuvara (lat 18)

Sharidyn Svebakk-Bøhn (lat 14)

Håvard Vederhus (lat 21)

Jamil Rafal Yasin (lat 20)

Czarnkizacja

Nie ma jednego tygodnia, żeby mediów nie obiegły newsy ze zwichrowanego świata krzywogębego i niedogolonego ministra Czarnka oraz jego przydupasów. A to chłopaki wyskoczą z pomysłem, że będą odchudzać dziewczyny, bo grube, a to postanawiają mierzyć stopień ujanopawlenia szkoły, a to Przemo rzuci rubasznym żartem, przy którym dowcipy z wojska to wysoce wysublimowany humor.

Ale pod tą kopułą, przez którą niczym południk Greenwich, przebiega przedziałek, przy którym z pewnością gromada wizażystów wspomagana jest przez ekipę geodetów z teodolitem i innymi przyrządami mierniczymi, otóż tam się dzieją rzeczy dziwne. Facet ma szaloną wizję, w której między słowami przebija się gileadowe przesłanie o odpodmiotowieniu kobiet i rozstrzyganiu za nich ich życia i decyzji. Bo czyż wypowiedzi jego i jego gangu o powrocie na drogę ucnotliwienia, „o właściwe wychowanie kobiet, a mianowicie ugruntowanie dziewcząt do cnót niewieścich”, no to jak rozumieć te słowa Skrzydlewskiego, bo ja rozumiem prosto. Panowie ustalają co kobieta winna, a czego nie winna, choć właściwie to kobieta jest winna… bo jest kobietą. Dręczy umysły panów z instytucji, której skrót brzmi jakże symptomatycznie –„MEIN”, wpływa na ich morale, seksualizuje, wytrąca z rytmu i deprawuje.

Kobieto! Twój czas wyboru dobiega końca, to my mężczyźni ustawimy ci życie, udało nam się ograniczyć twój wybór w kwestii aborcji, antykoncepcji, doboru partnerów, uda nam się sformatować twoje myślenie, abyś była posłuszną i cnotliwą białogłową.

Pewnie wiele wyrzeczeń oraz trudu przed tą ekipą i miejmy nadzieję, że indolencja tych geniuszy logistyki, przy których Cory i Trevor to wybitni fachowcy, wyłoży te pomysły na meandrach realizacji. Niestety alarm podniesiony przez opozycję jest słabo słyszalny, a dziwna cisza w szeregach Platformy jest mocno zastanawiająca i irytująca, stąd jedyne, na co możemy liczyć, to nadzieja, że ta banda oprychów wywróci się na własnych sznurowadłach, a ich chore wizje nie wyjdą poza wygłaszanie.

Jednak każda taka próba przesuwania ściany wywołuje u mnie dreszcz, bo – jak pokazały ostatnie lata – to, co wydawało się często nie do zrealizowania, ta ekipa realizowała. Zamykając mój gorzko-kwaśny wywód, nadmienię że coś mi z tyłu głowy podpowiada, że po uchodźcach i LGBT+ nadszedł czas na kobiety. Bo to kobiety dwa razy zatrzęsły rządzącym molochem i wywołały nerwowe reakcje oraz popłoch u władców. Dlatego drogie kobiety – oni zaczynają się szykować na grubą sprawę, czy ich indolencja przeważy nad ich obsesjami?

Zobaczymy, póki co „Si vis pacem, para bellum”.

Zdjęcie: kadr z filmu The Handmaid’s Tale

BACK IN BLACK

Back in the back of a Cadillac Number,

one with a bullet,

I’m a powerpack

Yes, I am In a bang with the gang

They gotta catch me if they want me to hang

Donek powrócił. Przez jednych wypatrywany niczym dziecię, które narodziło się w Betlejem, przez innych niechętnie, z trudno ukrywaną wzgardą lub zakłopotaniem. Jednak wtargnął i od kilku dni media zajmują się nim z rewerencją godną monarchy. Bo czyż ten pan nie wyrobił sobie w naszym społeczeństwie pozycji monarchicznej? Całe zastępy potakiwaczy, wazeliniarzy, bijących pianę pismaków, oportunistów różnej maści, którzy w słonecznym uśmiechu Pana Przewodniczącego widzą objawienie i zorzę wolności.

Właściwie to w tym miejscu powinna być puenta i koniec, bo ileż można pisać o tym gościu. No, ale jednak jak już swoje leniwe jestestwo zmusiłem do klepania w klawiaturę to chcę się posilić o pewną analizę, co dalej.

Otóż kilka symptomów się pojawiło od razu i pewnie wiele osób ma podobne wrażenie:

1. Tusk wrócił z zestawem starych grepsów, które może nie są tak archaiczne jak cytat na górze, ale mi przypominają twórczość AC/DC – mocno, krwiście, ale w kółko o tym samym i na tych samych akordach;

2. Tusk zamieszał mocno – no ale czy od tego mieszania herbatka zrobi się słodsza, to wątpię;

3. Tusk umie w Kaczyńskiego, właściwie głównym atutem Donalda jest jego niesamowita umiejętność czytania Prezesa Polski. To może spowodować, że PO przestanie być reaktywna i PiS zostanie zepchnięty do defensywy;

4. Lekceważenie Lewicy i wypowiedzi dystansujące się – patrz punkt 1, oraz elektorat, który trzeba podkraść.Tusk to drapieżnik, który będzie grał po swojemu, dla niego prawidła demokracji są tylko pięknym szyldem potrzebnym do odróżniania się od bardziej autorytarnego wroga. Pokazał zresztą swoje stare oblicze przejmując władzę w partii w sposób graniczący z zamachem. Metody i umiejętności z pewnością wystarczą na PiS, który opity władzą, napompowany synekurami i układzikami stał się partią władzy, z zagubioną tożsamością i rozmytymi wartościami, z nielubianym Morawieckim u steru i międlącym swe klątwy Kaczyńskim.

Reasumując, dla Lewicy powrót Donka nie jest najszczęśliwszym rozwiązaniem, nasza opcja jest w regresie, ciągnąca się już za długo transformacja w Nową Lewicę wyraźnie wpływa na kondycję i poparcie. Dlatego warto szybko szukać recepty na nową/starą sytuację. Wraca POPiS na pełnej, media wchodząc w sezon ogórkowy dostają piękny prezent w postaci rozbuchania konfliktu.

Co nam zostaje? Symetryzm, czy wejście w grę po stronie liberałów, którzy ani liberałami za bardzo nie są, ani co pokazały wypowiedzi Tuska, za bardzo nas nie chcą. Historia jednak pokazuje nam, że klejenie się do Platformy może dać jakieś profity (eurowybory), ale spójność na Lewicy – poparta wyraźnym dookreśleniem się – może dać dużo większe wsparcie (wybory 2019).

Dlatego warto zająć się swoim podwórkiem, sięgnąć w dół i wzmocnić struktury. No i pamiętajmy, na tej wojnie, jak to Maria Konopnicka pisała – „A najdzielniej biją króle, A najgęściej giną chłopy.”

Obyśmy nie stali się tym chłopem z wiersza naszej poetki.

Ręcznik i bez

25 maja według rachuby Niewidocznego Uniwersytetu, roku 1985 w mieście Ankh-Morpork miała miejsce rewolucja. Dla jednych wielka i chwalebna, dla innych tylko pretekst do przetasowania na szczycie. Takimi słowami zaczyna się wiele opisów wydarzeń historycznych, problem jednak w tym, że akurat ta słynna rewolucja nie miała miejsca w rzeczywistości, wydarzyła się na kartach jednej z powieści napisanej przez Terry’ego Pratchetta, angielskiego pisarza, twórcę jednego z najsłynniejszych satyrycznych cykli w literaturze czyli Świata Dysku.

25 maja 2001 roku zainaugurowano również obchody ważnego święta, które weszło do kalendarza pod nazwą Dzień ręcznika. Święto miało uhonorować zmarłego dwa tygodnie wcześniej Douglasa Adamsa, angielskiego pisarza i satyryka, twórcę „Trylogii w pięciu częściach”.

Co łączy obydwóch pisarzy, to nie tylko to, że ich fani w tym dniu oddają hołd ich twórczości, ale również to, że ci dwaj panowie mieli życiorysy prawdziwych humanistów. Obydwaj byli ludźmi światłymi i postępowymi, którzy uwrażliwić chcieli poprzez swoje dzieła ludzkość w kwestii ochrony przyrody. Dla Pratchetta wycinanie lasów tropikalnych i niszczenie habitatu orangutanów było bolesnym przeżyciem, stworzył jedną z najaktywniej działających w Wielkiej Brytanii organizacji chroniącej te piękne zwierzęta, a jednym z bohaterów swoich książek uczynił Bibliotekarza, który był orangutanem. Podobnie Adams, jego wyprawa na Madagaskar zaowocowała książką „Last Chance to See”, pokazującą sześć ginących gatunków.

Obydwaj panowie równie mocno angażowali się w propagowanie nauki i postępu, nie tylko będąc wielkimi miłośnikami nowych technologii, które pozwalały im korzystać z dobrodziejstwa tworzenia nowych powieści na komputerze, ale również podkreślali wagę nowoczesnej medycyny, krytykowali permanentny rozwój jaki niósł współczesny kapitalizm, którego Adams nie bał się nazywać współczesną namiastką religii, a pieniądz fikcją, na którą zgodzili się ludzie by robić wspólnie rzeczy, ale coś się wymknęło spod kontroli.

Pratchett zasłynął również jako orędownik „dobrej śmierci”, sam będąc chory na rzadką odmianę choroby Alzheimera, walczył o możliwość eutanazji dla osób cierpiących i nieuleczalnie chorych.Naukowe podejście do świata spowodowało, że obydwaj stali się ateistami, świat religii, szczególnie opartych o wykluczanie grup społecznych, był dla nich obcy i budził sprzeciw. Szczególnie Douglas Adams mocno akcentował swoje przywiązanie do naukowego ciężaru dowodu.

Skąd zatem pomysł na świętowanie 25 maja? Otóż zarówno Adams, jak i Pratchett, podkreślali rolę świętowania, spędzania razem czasu, integrowania się wokół pewnych wzorców zachowań. Dla nich świętowanie to czas fiesty, zabawy i luzu, eskapistyczna forma zerwania kajdanek realności, dionizyjskie rozbrykanie i symboliczne łączenie się we wspólnocie przeżywania miłych chwil.

Dlatego 25 maja spędźcie miłe chwile w gronie przyjaciół, rodziny, znajomych, poczytajcie poezję Vogonów, podyskutujcie o liczbie 42, lub wspomnijcie pratchettowskich bohaterów Ludowej Republiki Ulicy Kopalni Melasy i zaśpiewajcie „O jakże się wznoszą”.

No i weź ze sobą ręcznik, lub bez (nawet jeżeli tam nie byłeś).

Raport pandemiczny

W ramach cyklicznego raportu epidemicznego Stowarzyszenia Spójnik przedstawiamy najnowszą analizę, na bazie danych udostępnionych przez GUS oraz Ministerstwo Cyfryzacji oraz utworzonego z ich pomocą modelu kalkulującego poziom nadmiarowych zgonów w Polsce (nadmiarowych, tj. przekraczających poziom naturalny, jaki by miał miejsce, gdyby nie było epidemii koronawirusa). Wg tych szacunków, obejmujących okres do 9 maja 2021 r., liczba nadmiarowych zgonów w Polsce osiągnęła poziom ponad 138 tysięcy ludzi. Odpowiada to liczbie średnio 3 rozbitych tupolewów dziennie.

I fala epidemii była niemalże niezauważalna, co dało asumpt dla różnorakich teorii spiskowych i zaprzeczania istnienia wirusa w ogóle. Tymczasem wzrost liczby zgonów faktycznie wystąpił, ale tylko w grupie najstarszych osób (w wieku 90 lat i więcej) – ze względu na niewielką jej liczebność umknęło to w ogólnych statystykach dla całego kraju.

Przyczyną znacznej ilości zgonów w czasie II fali było m.in. lekkomyślne otwarcie szkół jesienią, a następnie poluzowanie obostrzeń przed świętami, które zaowocowało dodatkowym wzrostem zgonów na przełomie roku. Odpowiedzialność za drugą falę spada w zdecydowanej mierze na fatalne decyzje rządu.

Przy III fali tego błędu już nie popełniono – tu źródłem jej wystąpienia było dotarcie do Polski brytyjskiej mutacji wirusa, dużo bardziej zaraźliwej i śmiertelnej. Jakkolwiek też władze nie zrobiły nic, by powstrzymać przeniesienie się tego wirusa.

Porównując wstępnie dane dla II i III fali można zauważyć dwie szczególne różnice. Po pierwsze, II fala trwała dłużej, bo aż 5 miesięcy (od września 2020 do stycznia 2021), III fala jak na razie trwa 2 miesiące (od połowy marca 2021), być może skończy się na trzech. Przyrost liczby zgonów w II fali był też większy, niż w obecnej.

Po drugie, inna jest struktura wiekowa osób, które zmarły w obu tych falach. O ile w 2020 r. ogólnie im się było starszym, tym większe było ryzyko śmierci (gros zgonów był wśród osób w wieku 70+) , o tyle w roku 2021 sytuacja jest już nieco inna. Największy wzrost liczby zgonów miał miejsce wśród osób w wieku od 60 do 79 lat. Osoby starsze, powyżej 79 roku życia, były już „bezpieczniejsze”. Zmarło także więcej osób młodszych (w tym dzieci) – wprawdzie nie tak dużo, jak wśród starszych generacji, ale zdecydowanie bardziej, niż przy poprzedniej fali.

Co te dwie różnice właściwie oznaczają? Jest to zapewne efekt jednoczesnego działania dwu czynników – brytyjskiego wariantu wirusa oraz prowadzonych od początku roku szczepień. Mutacja brytyjska – bardziej zaraźliwa – odpowiada za wzrost zakażeń i zgonów, także wśród młodszych roczników, dotąd relatywnie bezpiecznych. Z kolei szczepienia, które objęły jak dotąd przede wszystkim osoby z najstarszych roczników, przyczyniły się do spadku liczby zgonów w grupie wiekowej 80+.

Jeśli obecne tempo szczepień będzie utrzymane i nie natrafią na przeszkodę w postaci odmów, daje to optymistyczną perspektywę zduszenia epidemii. Gorzej jednak, gdy natrafi się na obojętność czy wręcz opór niezaszczepionych – i tu konieczne jest podjęcie działań zmierzających do zachęcenia ludzi do szczepienia. Także konieczne wydaje się wprowadzenie szczepień dla dzieci – niepełnoletność nie daje całkowitej ochrony przed koronawirusem, a mogą się pojawić kolejne mutacje, które nie będą tak łagodne dla osób młodych.

Źródła danychGUS: https://stat.gov.pl/…/zgony-wedlug-tygodni,39,2.html

Ministerstwo Cyfryzacji: https://dane.gov.pl/…/1953,liczba-zgonow…

Tekst: Marcin Szost

Animacja: Korneliusz Marchewka