Katastrofa na Odrze
Pod koniec marca tego roku w Kanale Gliwickim pojawiły się martwe ryby. Pod koniec lipca ogromne ilości nieżywych ryb (potem także martwe bobry i ptaki) zaczęto znajdować w okolicach Oławy, a potem coraz bliżej ujścia Odry.
Jest 13 sierpnia. Nie wiemy, czy wydarzenia z marca i z przełomu lipca i sierpnia są ze sobą powiązane. Nie wiemy, jaka substancja zabija zwierzęta i szkodzi ludziom (osoby, które zbierały śnięte ryby, informowały o podrażnieniach skóry), skąd się wzięła, kto odpowiada za to, że znalazła się w Odrze, jakie środki ostrożności i jakie leczenie stosować w przypadku kontaktu z nią, jak bardzo jest dla nas groźna.
Jak to możliwe, że doszło do katastrofy ekologicznej na tak ogromną skalę? Że przez tyle dni nie zrobiono nic, żeby ustalić, co się dzieje, nie zadbano o bezpieczeństwo ludzi i zwierząt (alerty RCB, ostrzeżenia przed wchodzeniem do wody i jedzeniem ryb, odzież ochronna dla osób sprzątających martwe ryby), nie zajęto się minimalizowaniem szkód?
Pojawiły się komentarze, że państwo nie działa – ale to nieprawda. W przypadku katastrof ekologicznych i eko-przestępstw – zanieczyszczenia wód, pożarów wysypisk śmieci, nielegalnej wycinki chronionych drzew – podejmowane jest mnóstwo działań: pisma między różnymi instytucjami krążą, aż furczy, udzielane są wywiady, pisane są felietony, interpelacje i posty w mediach społecznościowych, organizowane są dziesiątki spotkań. Po czym ludzie się męczą, odbijając się po raz kolejny od muru obrażonych zapewnień urzędników, że ci robią, co mogą i co do nich należy, szum wokół sprawy cichnie, pisma trafiają do stosownych segregatorów.
I właśnie tak doszło do tej ogromnej katastrofy. Doszło do niej, ponieważ bez żadnych konsekwencji dla trucicieli, urzędników i władz wszelkich szczebli, zamieciono wcześniej pod dywan setki, może tysiące, innych, mniejszych katastrof. Samorządowcy pisali do inspektorów środowiska, pracownicy śluzy do straży pożarnej, inspektorzy środowiska do policji, obywatelki do posłów, posłowie do ministrów…. A – zwykle znakomicie wszystkim znany – truciciel bez większych przeszkód nadal „optymalizował koszty” i „maksymalizował zysk” niszcząc środowisko i narażając zdrowie swoich współobywatelek i współobywateli.
Także tym razem państwo zadziałało tak, jak zwykle – wzięło na przeczekanie. Tylko że ze względu na skalę katastrofy, po dwóch tygodniach stało się jasne, że ten numer nie przejdzie. W takich przypadkach, państwo sięga po kolejne narzędzie: typuje winnych i ostentacyjnie ich karze. Przy czym jeśli są to krewni i znajomi władzy, to w większości przypadków wkrótce po nagłośnionej karze-dymisji, następuje dyskretne powołanie na inne intratne stanowisko.
Jesteśmy właśnie na etapie dymisjonowania kozłów ofiarnych. Nie są to niewiniątka, ale ich wyrzucenie z obecnej pracy nie rozwiązuje problemu. Co by go rozwiązało? To pytanie do polityków i polityczek. Funkcjonowanie państwa to ich działka. Niech nie poprzestają na rytualnym załamywaniu rąk nad państwem PiS, niech przyjdą do nas z opowieścią, jakie państwo i jakimi środkami sami będą budować, jeśli damy im taką możliwość. Niech nam powiedzą, jak unikać w przyszłości takich katastrof i jak na nie reagować. Odpowiedzi: „Wystarczy nie kraść”, „Wystarczy przywrócić praworządność”, czy: „Powołamy komisję śledczą” nie powinny nam wystarczyć.
Autorka: Agnieszka Lutostańska