NIE dla zakazu aborcji i edukacji seksualnej
Nie jesteśmy takie same. Mamy różne potrzeby i style życia – żeby odnaleźć ten najlepszy dla siebie i być szczęśliwym, potrzebna jest wiedza na temat pełnego zakresu opcji. Wiedza i możliwości powinny być podstawą. Bazą, na której młoda osoba zbuduje tożsamość.
W Sejmie pojawiło się dzisiaj kilka skandalicznych projektów. Wśród nich między innymi zmiana Kodeksu Karnego, który przewiduje karanie 3 latami więzienia za edukację seksualną oraz projekt ustawy zaostrzającej nasze i tak skrajnie radykalne prawo aborcyjne. Prawicowi politycy i aktywiści twierdzą, że dobra jest tylko taka edukacja, która informuje o tradycyjnym modelu rodziny. Mam dla nich wiadomość: o rodzinie jako sakramentalnym związku mężczyzny i kobiety oraz gromadce dzieci, którymi zajmuje się oczywiście ta ostatnia – słyszy w naszym kraju każdy obywatel i obywatelka. Prawdopodobnie codziennie, zwłaszcza jeśli chodzi do szkoły w konserwatywnych regionach Polski.
O czym nie słyszymy mając kilkanaście lat i poszukując swojej tożsamości?
Nie słyszymy o tym, że mamy prawo tworzyć rodzinę w taki sposób, w jaki sobie to wybierzemy. To jest nasza rodzina i to my mamy być w niej szczęśliwi. Dwie kobiety i trzy koty? Poliamoryczny związek kilku osób? Bezdzietne małżeństwo bez ślubu kościelnego? To nie rodzina? A kto dał wam prawo, żeby to oceniać?
Nie słyszymy o tym, jak rozmawiać z partner(k)ami o życiu seksualnym i o swojej relacji tak, żeby wspólnie się rozwijać i wzrastać. Nie słyszymy o tym, że nienormatywna tożsamość seksualna, płciowa czy podejście do relacji są alternatywną wersją normy – pomimo tego, że takie jest oficjalne stanowisko nauki. W Polsce, w polskiej szkole, powiedzenie czegoś takiego wciąż jest szokujące. Niedługo może być już nie tylko szokujące, ale już karalne.
Nie słyszymy o tym, jakie mamy dostępne formy antykoncepcji i czym się kierować przy ich wyborze. Nie dowiadujemy się w jaki sposób dbać o swoje bezpieczeństwo. Czy do polskich konserwatystów kiedykolwiek dotrze, że brak wiedzy i komunikacji najczęściej nie kończy się w taki sposób, jaki sobie założyli? Czym się kończy w rzeczywistości – dramatami ludzkimi. Nieszczęśliwymi związkami, niechcianymi ciążami, chorobami przenoszonymi drogą płciową, przemocą domową.
To samo myślenie życzeniowe występuje w przypadku aborcji. Działacze anti-choice wydają się być przekonani, że mogą postanowić raz na zawsze, że przerywanie ciąży jest czymś złym i że mogą tego zabronić, a wtedy problem zniknie.
Po pierwsze – nie, nie mogą tak postanowić, a ich argumenty można z łatwością obalić. Mogą stosować swoje zasady w odniesieniu do swojego życia, o ile mają możliwość zajścia w ciążę i sprawa ich w ogóle dotyczy. Po drugie, mam nadzieję, że doczekam się rzeczywistości, w którym pomysł zabraniania też będzie się wydawał czymś śmiesznym. Po trzecie – nie, problem nie zniknie.
Osoba, która chce przerwać ciążę, nie będzie się zastanawiać czy to jest legalne, czy nie. Będzie się zastanawiać, jakie są dostępne opcje i w zależności od tego w jakim stopniu jest poinformowana (i przede wszystkim na co ją stać), a nie nad tym czy randomowy człowiek krzyczący o mordowanych dzieciach uzna ją za psychopatkę. Bo randomowy człowiek życia za nią nie przeżyje i dziecka za nią nie wykarmi. Nie przeżyje też za nią ciąży i wszystkich związanych z nią problemów. Te problemy mogą się wydawać łatwe do odsunięcia i zbagatelizowania, kiedy ciąża jest chciana i wyczekana. Kiedy jest niechciana, sam fakt bycia w niej jest torturą – a każda konsekwencja życiowa i zdrowotna o tym przypomina.
Osoba podejmuje więc decyzję, że chce usunąć ciążę. Jeśli jest bogata, to żaden problem – zamówi tabletki lub wyjeżdża na Słowację, do Niemiec czy Wielkiej Brytanii, gdzie nikt w klinice nie powie jej złego słowa. Oczywiście w normalnej rzeczywistości, podczas pandemii jest to znacznie trudniejsze. Może też udać się do prywatnego gabinetu i zapłacić te 2 tysiące.
Jeśli nie ma pieniędzy – tu zaczyna się problem. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak kreatywne są osoby chcące przerwać niechcianą ciążę. Wieszaki. Szydełka. Upadanie ze schodów. Kąpiele we wrzątku. Irygacje lizolem. Znalezienie w wyszukiwarce zdjęcia kobiety, której jelita wypłynęły przez pochwę po domowej aborcji nie powinno stanowić większych trudności, jeśli ktoś jest ciekawy. Aborcje w domowych warunkach często kończą się śmiercią, trwałym kalectwem czy bezpłodnością. Nieudane aborcje i niechciane ciąże często kończą się załamaniami psychicznymi, samobójstwami.
Jeśli nawet ktoś uważa płód za równoważne życie – czy nigdy nie pomyślał o tym, że dobre prawo, dostęp do legalnej i bezpiecznej aborcji może uratować przynajmniej jedno życie? Życie i płodu, i osoby w ciąży nie jest tutaj dostępną opcją.
Zaślepieni ideologią fanatycy nie przejmują się jednak szczególnie matematyką, o biologii nawet nie warto wspominać. Nie przejmują się także dziećmi już urodzonymi – opieka nad dziećmi z niepełnosprawnościami to w Polsce nieśmieszny żart. Możliwości dla dorosłych osób, którym niepełnosprawności uniemożliwiają samodzielne funkcjonowanie – bo tak, te dzieci, które są ważne jako płody, ale przestają być po porodzie, kiedyś dorosną – praktycznie nie istnieją. To już jednak mało nośny temat, bo potrzebujemy kompleksowych rozwiązań.
Zniszczyć życie milionom poprzez dwa proste projekty można bardzo szybko.