Epidemia – obraz prawdziwy

Epidemia – obraz prawdziwy

Każdy, kto choć trochę interesuje się statystykami zachorowań i zgonów z powodu koronawirusa (a zapewne jest to obecnie jedna z najbardziej wyczekiwanych informacji dnia), zdaje sobie sprawę z marności danych, jakie oficjalnie podaje władza publiczna.

Chcąc uzmysłowić sobie rzeczywisty obraz sytuacji, trzeba sięgać więc do innych źródeł informacji, o wyższym stopniu wiarygodności. Zapewne wskaźnikiem, który najlepiej pokazuje, co się faktycznie dzieje, jest całkowita liczba zgonów (bez rozróżniania na przyczynę), jaka miała miejsce w Polsce. Takie dane tygodniowe są dostępne w GUS, w chwili obecnej za okres od stycznia 2000 r. do października 2020 r., w podziale na regiony, grupy wiekowe oraz płeć. Te same dane przekazywane są do Eurostatu. Istnieją także dostępne wstępne szacunki liczby zgonów dla trzech tygodni listopada, ale tylko ogółem dla całej Polski. Na podstawie tego możliwe jest stworzenie modeli statystycznych, dzięki którym można obliczyć „normalną” liczbę zgonów, a tym samym zidentyfikować wszelkie od tej normy odchylenia. I takie modele w Stowarzyszeniu zostały przygotowane, a efekt tej pracy zostanie tutaj przedstawiony.

Patrząc na historię poziomu zgonów z ostatnich 20 lat (pierwszy wykres), można zauważyć stałą tendencję wzrostową – wynika to po prostu z tego, że społeczeństwo polskie ogólnie starzeje się. Widoczne jest też systematyczne „falowanie” – takie sezonowe wahania oznaczają, że zazwyczaj więcej osób umiera zimą, niż latem, kiedy organizm jest bardziej osłabiony i wystawiony na działanie chorób. Co pewien czas można też dostrzec wyższe „piki” – ma to miejsce wówczas, gdy zima jest szczególnie mroźna. Kilka ostatnich lat pokazuje jednakże znaczny wzrost zgonów w sezonie zimowym (na przełomie lat 2016/2017, 2017/2018, 2018/2019) – miały miejsce wtedy epidemie grypy, które w połączeniu ze smogiem dały właśnie taki fatalny wynik. Za to zimę na przełomie 2019/2020 roku wciąż pamiętamy jako wyjątkowo łagodną, co też zaowocowało spadkiem liczby zgonów. Natomiast to, co się dzieje w roku 2020 nie sposób przegapić, gdyż takiej sytuacji jeszcze nie było – gwałtowny wzrost liczby zgonów jest zupełnie nieporównywalny z poprzednimi okresami. Nawet zwolennik teorii, jakoby epidemii koronawirusa nie było, albo nawet jak jest, to nie jest groźniejsza od grypy, musiałby być kompletnie ślepy, by zaprzeczyć ogromnemu wzrostowi liczby zgonów – zwłaszcza w trzecim kwartale 2020 r. (jeszcze przed zimą!). Chyba, że propagowanie takiego fałszu wśród „ciemnego ludu” może przynieść korzyści polityczne i finansowe (specjalna dedykacja w tym miejscu dla p. Brauna i p. Mentzena z Konfederacji).

Wracając do rzeczywistości – epidemia koronawirusa jest realna, koronawirus jest groźny i zabójczy. Na podstawie widocznego „odchylenia od normy” można oszacować, że od stycznia do pierwszych tygodni listopada, w wyniku epidemii zmarło w Polsce dodatkowo ponad 52 000 ludzi (ponad to, ilu by umarło przy braku epidemii). Są to zarówno bezpośrednie ofiary wirusa, jak i pośrednie – czyli ludzi, którzy zmarli z innych przyczyn, ale mogli być uratowani, gdyby nie przeciążenie systemu ochrony zdrowia przypadkami zarażeń.

Różnie to wygląda w poszczególnych kategoriach wiekowych. Wśród ludzi młodych, do 39 roku życia, trzeba by mieć jakieś szczególne predyspozycje, by zarażenie koronawirusem zakończyło się zgonem. Ryzyko zaczyna wzrastać od 40 r.ż. Najgorzej mają osoby w wieku 90 lat i więcej, gdzie liczba zgonów jest wielokrotnie większa, niż w pozostałych grupach wiekowych. Są to też osoby, które umierają cały czas, przez cały rok, podczas gdy ludzie młodsi zaczęli być bardziej wrażliwi na wirusa dopiero z nastaniem II fali. Być może ma to związek z tym, że wiele najstarszych osób znajdowało się w Domach Pomocy Społecznej, gdzie łatwo było o rozprzestrzenianie się choroby.

Także pod kątem geograficznym poszczególne rejony Polski są różnie dotknięte epidemią. Ogólnie rzecz biorąc – im bardziej na północ i zachód, tym bardziej udział nadmiarowych zgonów wśród ludności spada. Do zweryfikowania jest pojawiająca się w związku z tym hipoteza, że liczba zgonów jest skorelowana z poziomem uczestnictwa w mszach kościelnych, które rząd PiS we wprowadzanych ograniczeniach potraktował ulgowo.

Patrząc na szczególny przypadek osób w wieku 90+, gdzie śmiertelność jest wysoka od samego początku, można odtworzyć przebieg epidemii w Polsce i ocenić sensowność działań podejmowanych przez polskie władze. Jest to o tyle istotne, że analizując zagregowane dane dla wszystkich łącznie, ta szczególnie wrażliwa grupa wiekowa rozmywa się i niknie, jej nadmiarowe zgony przestają być widoczne. To, plus fakt, że dla celów porównawczych przyjmowano poziom zgonów z lat poprzednich, gdy były one zawyżone przez ofiary epidemii grypy i smogu, dało wrażenie, że w Polsce przebieg epidemii jest szczególnie łagodny. Natomiast seniorzy, o najsłabszej kondycji, byli jako pierwsi i nadal są szczególnie narażeni na wirusa – grupa ta stanowi więc swoisty epidemiczny „dzwonek alarmowy”. Wykres poniżej przedstawia właśnie, co działu się z poziomem zgonów ludzi w wieku 90+, począwszy od 2019 r. (dla porównania), tydzień po tygodniu, aż do października 2020 (dane są wygładzone 3-okresową średnią ruchomą dla większej przejrzystości).

Na ostatnim wykresie widoczny jest gwałtowny wzrost liczby zgonów od stycznia 2020 r. Biorąc pod uwagę średnio 2-tygodniowy okres czasu, jaki mija od momentu zarażenia do momentu zgonu, oznacza to, że koronawirus jest obecny w Polsce co najmniej od grudnia 2019 r. Nie jest to zresztą jedyna wskazówka przemawiająca za tym – pojawiły się już dowody na wcześniejszą obecność wirusa w Hiszpanii, Włoszech i Niemczech, możliwe więc, że i Polska nie była tu wyjątkiem. Przy braku jednak świadomości, że wirus jest już obecny, braku wiedzy, jak go rozpoznać oraz przy rozmywającej się w ogóle statystyce zgonów seniorów, fakt ten pozostał niezauważony.

Dopiero w marcu oficjalnie wykryto pierwszy przypadek w Polsce i niedługo potem wprowadzono w Polsce „stan epidemii” (lockdown). Stało się to już jednak w momencie, gdy wirus był rozpowszechniony i po szczycie zgonów wśród osób najstarszych. Być może lockdown uchronił przed zarażeniem większą liczbę osób, może pomogła temu coraz cieplejsza pogoda, może obie te rzeczy naraz. Trzeba jednak podkreślić, że choć liczba nadmiarowych zgonów od wiosny spadała, to nadal kształtowała się wyżej, niż w poprzednim roku (gdzie były to bardziej wahania przypadkowe).

Wiosna i początek lata był to też okres kryzysu związanego z terminem wyborów prezydenckich, gdzie PiS parł do nich, nie zważając na zagrożenie epidemiczne. Ostatecznie przeforsowany został termin w lipcu 2020 r., a dla przekonania osób najstarszych, wśród których PiS cieszy się największym poparciem, by poszły na wybory, przeprowadzono kampanię propagandową, że koronawirus jest niegroźny.

Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii i to jest dobre podejście, bo on jest w odwrocie. Już teraz nie trzeba się jego bać.

Mateusz Morawiecki

Tymczasem wirus, choć mało aktywny latem, nie zniknął i nie był w odwrocie. Najniższy poziom nadmiarowych zgonów miał miejsce dokładnie w momencie II tury wyborów prezydenckich. Rozluźnienie obostrzeń i zachęcenie Polaków do udziału w wyborach spowodowało to, że po wyborach liczba zgonów znów zaczęła rosnąć. Fakt ten, ponownie, umknął rządzącym, zajętym własnymi wewnętrznymi problemami. Wykazując się kompletną ignorancją, PiS podjął kolejną idiotyczną decyzję o otwarciu od września szkół, co było dokładnie tym, czym dolanie benzyny do żarzącego się ogniska. Potem widać już tylko nieustający wzrost liczby zgonów, gdy epidemia wymknęła się spod kontroli (jeśli taka w ogóle kiedykolwiek była) i zaczęli umierać nie tylko najstarsi, ale i ludzie młodsi wiekiem.

Trudno powiedzieć, jak epidemia rozwinie się w najbliższych miesiącach, ale trudno o optymizm – PiS nie sprawdził się u władzy, dla której zachowania i profitów zaryzykował życiem Polaków; osób, które jest zobowiązany chronić (niech każdy nazwie to po swojemu, niekoniecznie kulturalnie). Przed wyborami krążył dowcip, że PiS chce zapędzić wyborców do urn – patrząc z obecnej perspektywy można się zastanowić, czy nadal jest to zabawny żart. PiS pozostawił na łasce losu system ochrony zdrowia, i tak będący w kiepskim stanie po latach polityki „taniego państwa”. Ponadto zaczyna się zima, czyli sezon, kiedy wirus może być jeszcze groźniejszy. Wychodzi na to, że jesteśmy zdani na samych siebie, na rozsądek i siły swoje oraz swoich bliskich, bo rząd PiS niewątpliwie da sobie radę.

Mam jedynie nadzieję, że czas epidemii – ten festiwal arogancji, żądzy władzy, pychy, niekompetencji i korupcji – nie zostanie zapomniany i przyjdzie moment zapłaty za te wszystkie trupy, które obciążają rządy „Prawa i Sprawiedliwości”.

***** ***