Rozczarowany bojownik. W drugą rocznicę śmierci Karola Modzelewskiego.
Dwa lata temu zmarł Karol Modzelewski: historyk, działacz społeczny, polityk, wielka postać polskiej lewicy. Przez większość życia walczył o Polskę demokratyczną i sprawiedliwą społecznie i za te ideały przesiedział w peerelowskich więzieniach osiem i pół roku. „Za kapitalizm” – mówił „nie przesiedziałbym ani dnia. Nie warto”.
W Liście otwartym do partii, napisanym w latach 60. z Jackiem Kuroniem, zdemaskował charakter komunistycznej władzy jako dyktatury biurokratów, a nie reprezentacji klasy robotniczej. Nigdy jednak, w przeciwieństwie do swoich kolegów z opozycji, nie porzucił marzenia o sprawiedliwości społecznej i solidarności. W 1980 roku to za jego sprawą właśnie słowo „Solidarność” stało się nazwą związku zawodowego i ruchu społecznego, którego ważną postacią był przez najbliższą dekadę. Sprawował w nich ważne stanowiska, ale odchodził z nich, gdy widział, że fundamentalne dla niego wartości – demokracja i sprawiedliwość społeczna – są naruszane i instrumentalizowane. W marcu 1981 roku zrezygnował z funkcji rzecznika prasowego związku w proteście przeciwko łamaniu zasad demokracji wewnętrznej przez Lecha Wałęsę. W 1989 roku wybrany senatorem, jako jeden z niewielu solidarnościowych polityków sprzeciwił się Planowi Balcerowicza jako sprzecznemu z zasadami sprawiedliwości społecznej. W 1991 nie kandydował ponownie do Senatu, poświęcił się działalności naukowej.
Karol Modzelewski nie miał złudzeń co do tego, jakie będą rządy PiS. Mówił o nich „państwo policyjne” na długo zanim PiS przejął władzę i zaczął używać policji do nękania osób protestujących przeciwko jego rządom. Ale nie miał też złudzeń, że właśnie do takich rządów doprowadzi brak w III Rzeczpospolitej solidarności, braterstwa i przyzwolenie dla jawnej niesprawiedliwości w imię chciwości.
Był sumieniem Polski i największym autorytetem polskiej lewicy. Bardzo Go dziś brakuje.
Autor: Leszek Kraszyna